Rozdział II
Umeblowane mieszkanie w centrum, które obiecała Wiktorii firma okazało się nie aż tak umeblowane i niekoniecznie w centrum. Kuchnia, owszem, miała meble (chociaż tyle!), ale oprócz tego w pokoju stał tylko wieszak na ubrania a zamiast łóżka leżał wielki materac.
- Dwa na dwa metry! - Powtórzył dwa razy podekscytowany właściciel oddając jej klucze do mieszkania. Nie omieszkał jeszcze oczywiście dodać, że goście raczej nie są mile widziani a sąsiedzi będą go na bieżąco informować dlatego mimo wszystko na nadzieję, że obejdzie się bez jakichkolwiek ekscesów.
- Jakby czynsz nie był wystarczająco wysoki - Pomyślała i dodała - jeden pożytek z braku faceta! Nie wyrzucą mnie z mieszkania.
Właściciel spojrzał na nią z głupia miną jakby nie rozumiejąc komentarza. Wika tylko uśmiechnęła się do niego szczerząc zęby i podnosząc ręce do góry w geście zdziwienia. Gdy wyszedł, rozejrzała się jeszcze raz po mieszkaniu.
- Przecież to przejściowe… mam gdzie spać i gdzie ugotować. A w planach nie było spędzać czasu w mieszkaniu. Chciałam poznać miasto i okolice to teraz będę miała większą motywację.
Położyła się na materacu i patrzyła przez chwilę w sufit zmęczona po podróży, bez sił na zrobienie czegoś więcej. Jej jedyny plan na ten dzień obejmował prysznic i spanie. A jutro? Jutro zobaczy trochę miasta i pójdzie się przywitać w firmie. Miała jeszcze dwa dni wolne i chciała je dobrze wykorzystać.
Dom nie był taki zły. Typowa wąska i jednocześnie wysoka holenderka architektura. Czerwony ceglany dom z wąskimi schodami i małymi pokojami. Oczywiście bez windy! A ona zamieszkała właśnie na 4 piętrze.
- Przynajmniej będę miała trochę sportu każdego dnia - powtarzała sama sobie. Dobrze, że właściciel pomógł jej z wniesieniem bagażu chociaż na początku wydawał się raczej do tego nie chętny. Gdy zobaczyła szerokość schodów a do tego ich wysokie stopnie w głowie stanął jej obraz jak to spada z nich z hukiem a walizka ląduje jej na głowie. Jednak widząc jej przerażoną minę, ustąpił i sam wtargał torbę na samą górę.
Pierwsze wrażenie tego kraju było raczej chłodne. Pierwsza rozmowa, którą odbyła była prowadzona na dystans i bez jakichkolwiek grymasów na twarzy. Formalna do granic możliwości. Jak można być tak mało ekspresyjnym? Wiktoria zastanawiała się czy wszyscy Holendrzy tak mają? Ale już po pierwszym dniu miała wrażenie, że bariera komunikacji będzie dla niej czymś bardzo skomplikowanym. Wcześniej wymieniła z Panem Van Danem tylko kilka maili i była nastawiona bardzo przyjaźnie więc gdy zobaczyła go po raz pierwszy, wyszła do niego z uśmiechem i podała dłoń na powitanie. Ten jednak zignorował to i odpowiedział tylko gburowatym - Dzień dobry. - Uf, biedny człowiek- pomyślała.
Gdy tak leżała i analizowała przebieg dnia zauważyła, że przy szafie i obok drzwi do łazienki znajduje się jeszcze jedno wyjście. Chociaż nie miała ochoty się ruszyć i zastanawiała się czy może ze zmęczenia ominęła coś o czym mówił właściciel wstała aby to sprawdzić. Za drzwiami ujrzała schody, które prowadziły w górę. Było już ciemno i nie mogła dostrzec dokąd prowadzą. Szukała włącznika światła ale chociaż jakiś znalazła światło się nie zapaliło. W pierwszym momencie chciała zostawić to na jutro jednak ciekawość wygrała. Włączyła latarkę w telefonie i stromymi wąskimi schodami udała się na górę. To co zastała przekroczyło jej oczekiwania. Na samym szczycie schodów znajdował się taras.
Ale nie jakiś tam taras… Duży taras. Rozciągający się na całą szerokość domu. Sąsiadujący z innymi tarasami z domów obok. Rozejrzała się dookoła. Nie było innych wejść. A więc miała go całego dla siebie. Od razu zakochała się w tym miejscu i wiedziała, że spędzi tam wiele wieczorów. Taras był dobrze zadbany. Miał stolik i krzesła a nawet kanapę ogrodową. Otaczały go rożnego rodzaju kwiaty i małe drzewka owocowe między innymi róże i drzewko cytrynowe. Usiadła i rozejrzała się dookoła. Widok zarówno z jednej jak i drugiej strony domu zapierał dech w piersiach. Widziała całe miasto. Przystań i most Erasmusa były w zasięgu wzroku. Tego się nie spodziewała. Nie chciała wychodzić a tu miasto przyszło do niej. Odpłynęła w marzeniach przypatrując się wydarzeniom dookoła. Ludziom spacerującym ulicami, statkami na wodzie. Miasto żyło a ona chciała żyć razem z nim zupełnie zapominając o zmęczeniu.
Gdy tak siedziała, poczuła to co tak bardzo chciała osiągnąć - pewność, że podjęła dobrą decyzję. Bez względu na to co przyniesie przyszłość. Była tutaj. W Rotterdamie. Miała cudowny taras z przepięknym widokiem. Miała pracę, którą jeśli jej się nie spodoba zawsze może zmienić. Ale miała cudowne pół roku przed sobą, które zamierzała wykorzystać dla siebie.
Gdy tak z uśmiechem siedziała na tarasie, chłonąc wszystko dookoła zauważyła, że wiszą nad nią lamki i postanowiła je włączyć. Tym razem jej się udało. Cały taras wypełnił blask. Zrobiło się jeszcze bardziej magicznie. I teraz już nie wiedziała co jej ładniejsze, patrzenie w gwiazdy czy wpatrywanie się w migające światełka tarasu.
Z zachwytu wyrwał ją dźwięk dzwonka telefonu. Miała zadzwonić i potwierdzić, że jest na miejscu, że wszystko w porządku. Zgasiła lampki i chciała zejść do mieszkania. Jednak nie mogła. Drzwi były zamknięte. Musiały zatrzasnąć się od środka. Wypróbowała wszystkie klucze. Na szczęście miała je ze sobą jednak wszystko na daremnie. Nie wiedziała co ma zrobić. Nie było jeszcze późno ale była na tarasie. Na dachu budynku. Co miała teraz zrobić? Próbowała jeszcze kilka razy popchnąć drzwi jednak wszystko na nic. Włączyła lampki i rozejrzała się dookoła. Taras po prawej stronie wyglądał na używany. Miał grilla i stół z krzesłami. Widać było, że ktoś tam od czasu do czasu przebywa. Lampki wisiały jak u niej jednak kwiatów było o wiele mniej, i raczej w gorszym stanie. Ktoś nie miał do nich serca. Za to znajdowało się kilka rzeźb, trochę dziwacznych ale interesujących. Drugi taras po lewej stronie z półmetrowym murkiem i drzwiami mniej więcej usytuowanymi jak jej. Pewnie zamknięte. Taras raczej nie wyglądał na używany. Tam nie miała czego szukać.
Mogła z łatwością wejść na tarasy sąsiadów. Ale co z tego? Miała tak po prostu wejść do kogoś i co zrobi dalej? Nie miała jak zejść. Co by zrobili gdybym nagle pojawiła się w czyimś mieszkaniu? Jacy są Holendrzy? Mają pistolety w domach? Czy może w ogóle by nie zareagowali i z zimną krwią podali dłoń na przywitanie?
- Nie ma co! Zaczęło się interesująco. Co ja mam teraz zrobić? – powtarzała do siebie na głos.
- Wat? – usłyszała głos z drugiej strony za jej pleców.
Odwróciła się powoli, przestraszona i mająca nadzieję na pomoc. Ciemna postać, której zarysy tylko mogła dostrzec, powoli wyłaniała się z cienia. Najwyraźniej ten ktoś myślał, że mówi do niego.
---------------------------------------------------------------------------------------
The furnished apartment in the center, which the company promised Victoria, turned out to be not so furnished and not necessarily in the center. The kitchen did have furniture (though that much!), but apart from that, there was only a clothes rack in the room and a large mattress instead of the bed.
- Two by two meters! - The excited owner repeated twice, giving her the keys to the apartment. Of course, he did not fail to add that the guests are rather unwelcome and the neighbors will keep him informed, so he hopes that it will be possible without any excesses.
- As if the rent wasn't high enough - she thought, and added,
- One benefit from not having a guy! They won't kick me out of my apartment.
The owner looked at her stupidly as if not understanding the comment. Wika just smiled at him, grinning and raising her hands up in a gesture of surprise. When he left, she looked around the apartment again.
- It's only temporary… I have place to sleep and where to cook. And there was no plan to spend time in the apartment. I wanted to get to know the city and its surroundings, so now I will be more motivated.
She lay down on the mattress and stared at the ceiling for a moment, tired after the journey, without the strength to do anything else. Her only plan for the day was to shower and sleep. And tomorrow? Tomorrow he will see a little bit of the city and go say hello to the company. She had two more days off and wanted to make good use of them.
The house wasn't too bad. Typical narrow and tall Dutch architecture. Red brick house with narrow stairs and small rooms. Of course, no elevator! There was no space. And she has just moved to the 4th floor.
- At least I'll have some sport every day - she told herself. It's good that the owner helped her with her luggage, although at first he seemed rather reluctant to do so. When she saw the width of the stairs and their high steps, a picture of how it falls off them with a bang and the suitcase lands on her head stood in her head. However, seeing her terrified expression, he relented and himself pushed the bag to the very top.
The first impression of this country was rather cool. The first conversation she had was conducted at a distance and without any grimaces on her face. Formal to the limit. How can you be so little expressive? Wiktoria wondered if all the Dutch have that? But after the first day, she had the impression that the communication barrier would be something very complicated for her. Earlier, she had only exchanged a few e-mails with Mr. Van Dan and was very friendly, so when she saw him for the first time, she came out to him with a smile and gave him a greeting. The man, however, ignored it and replied only to the surly, "Good morning." "Uf, poor man," she thought.
As she lay there and analyzed the course of the day, she noticed that there was another exit by the wardrobe and next to the bathroom door. Although she did not want to move, she was wondering if she might have missed something that the owner said because of her fatigue, she got up to check it. Outside the door she saw a staircase leading up. It was already dark and she couldn't see where they were leading. She looked for a light switch, but even though she found one, the light didn't come on. At first she wanted to leave it for tomorrow, but curiosity won. She turned on the phone's flashlight and went up the steep narrow stairs. What she found exceeded her expectations. There was a terrace at the very top of the stairs.
But not some kind of terrace… A large terrace. It stretches across the entire width of the house. Adjacent to other terraces from the houses next door. She looked around. There were no other entrances. So she had it all to herself. She immediately fell in love with this place and knew she would spend many evenings there. The terrace was well looked after. It had a table and chairs and even a garden couch. It was surrounded by various kinds of flowers and small fruit trees, including roses and a lemon tree. She sat down and looked around. The view from both sides of the house was breathtaking. She saw the whole city. The marina and the Erasmus bridge were in sight. This was not what she expected. She didn't want to go out and here the city came to her. She drifted away in dreams watching the events around her. People walking along the streets, ships on the water. The city was alive and she wanted to live with it, completely forgetting about fatigue.
As she sat there, she felt what she wanted so much to achieve - certainty that she had made the right decision. No matter what the future may bring. She was here. In Rotterdam. It had a lovely terrace with a beautiful view. She had a job that, if she doesn't like it, she can always change. But she had a wonderful six months ahead of her that she was going to use for herself.
While she was sitting on the terrace with a smile, absorbing everything around, she noticed that there were laces hanging over her and decided to turn them on. This time she succeeded. The entire terrace was filled with light. The moment became even more magical. And now she didn't know what was prettier for her, staring at the stars or staring at the flashing lights of the terrace.
The sound of the telephone ringing broke her delight. She was supposed to call and confirm that she was in place and that she was okay. She turned off the lamps and wanted to go down to the apartment. However, she couldn't. Doors were closed. They must have latched on from the inside. She tried all the keys. Fortunately, she had them all in vain. She didn't know what to do. It wasn't late yet, but she was on the terrace. On the roof of the building. What was she supposed to do now? She tried to push the door open a few more times, all for nothing. She turned on the lamps and looked around. The terrace on the right looked used. It had a barbecue and a table with chairs. It was evident that someone was there from time to time. The lamps hung like hers, but the flowers were much smaller, and in rather worse condition. Someone had no heart for them. But there were some sculptures, a bit bizarre but interesting. The second terrace on the left, with a half-meter wall and a door more or less like hers. Probably closed. The terrace hardly looked used. There was nothing to look for there.
She could easily enter the neighbors' terraces. So what? She was just going to walk into someone and what would she do next? There was no way to go down. What would they do if I suddenly showed up in someone's apartment? What are the Dutch like? They have guns in their homes? Or maybe they would not react at all and shake hands in cold blood? No, it started interesting ... - What am I supposed to do now? She repeated aloud to herself.
- Watt? - She heard a voice from the other side behind her back.
She turned slowly, scared and hoping for help. A dark figure, the outlines of which she could only make out, slowly emerged from the shadows. Apparently this someone thought she was talking to him.
Komentarze
Prześlij komentarz