Rozdział IX
Buziak trwał tylko sekundę. Zwykłe muśnięcie, ale boje się tego nie do końca spodziewali. Wiki czuła się trochę niezręcznie. Widać było, że Marco czuł tak samo. Nie wiedzieli co mają dalej zrobić.
- Nie chciałam. Chciałam dać ci tylko buziaka na dobranoc. Takiego w policzek. Ale jak widać moje życie jest bardziej absurdalne niż się spodziewałam. Odwróciłeś się w ostatnim momencie.
- Boże Wika, tylko nie przepraszaj znowu. Może jednak już czas spać, co?
- Nie będzie teraz niezręcznie? Naprawdę Cię polubiłam ale jakoś nie myślałam jeszcze... dopiero przyjechałam i wiesz... O czym ja w ogóle mówię!? znam Cię od 24 godzin! Rozumiesz o czym mówię?
- Wiki, nie jestem aniołem. Nic się nie stało. Każdego dnia tysiące kobiet całuje mnie w usta.
- I na pewno są lepsze ode mnie!
- Tego nie wiem. Jakoś nie miałem dużo czasu na porównanie.
- Marco, Marco. Skąd ty się wziąłeś?
Poszli spać. Oboje z głową pijaną nie wiadomo czy to od wina czy z wrażeń. Głową wypełnioną tysiącem pytań.
Tym razem to Wiki przebudziła się pierwsza. Marco spał twarzą zwróconą ku niej. Na samym brzegu poduszki. Tak bardzo blisko niej.
- Mogłabym go pocałować. - Pomyślała. - Obudziłby się?
Zegarek Przypominał, że zbliża się już 9, że czas wstać.
- Za niecałą godzinę będzie tutaj już Lucas i pojadą po klucze. Popołudniu będę w końcu mogła odpocząć. Zamknę się w mieszkaniu i odpiszę na te wszystkie wiadomości, które pewnie już kłębiły się w telefonie. A może poczekam z tym do poniedziałku? Tak cudownie było wczoraj. Tak beztrosko. Bez telefonu, Internetu, kontaktu z rzeczywistością. Jakby to wszystko było tylko snem, z którego zaraz się obudzę. A może w telefonie nie ma żadnych wiadomości? Może nikt nawet nie zauważył, że zniknęłam? Kto oprócz rodziców by mnie szukał? Dość. Nie ma sensu o tym myśleć. Czas wstać. -Wzięła nową sukienkę z kanapy i weszła pod prysznic.
Był to jej ulubiony moment dnia, powolny poranny prysznic, a potem kawa najlepiej duża i mleczna ciągle leżąc w łóżku. Gdy wyszła odświeżona w nowej sukience z lekkim zwiewnym makijażem, chciała właśnie zabrać się za zaparzenie kawy. Spojrzała na ekspres a on był już włączony. Czyżby Marco też już wstał?
Zajrzała do pokoju. Nie było go w łóżku. Rozejrzała się po mieszkaniu ale było za małe aby mógł się w nim gdzieś ukryć niezauważenie.
- Marco? – Zawołała cicho. Brak reakcji.
- Czyżby wyszedł z domu? - Zapytała samą siebie. I wtedy usłyszała kroki. Schodził z tarasu.
- Dzień dobry! – Powiedział radośnie. - Dobrze spałaś?
- Dzień dobry, myślałam, że wyszedłeś z domu.
- Normalnie idę rano trochę pobiegać ale dzisiaj sobie odpuszczę. Ładnie wyglądasz. Ta sukienka była warta zakupu.
- Dziękuję, sam ją wybrałeś.
- I widzisz, że warto się mnie słuchać?
- Zawsze jesteś taki…
- Jaki?
- Bezpośredni?
- Nigdy się nad ty nie zastanawiałem ale chyba zawsze. A czy nie tak łatwiej? Bez niedomówień?
- Tak, to na pewno.. ale czasami…
- Nie ma ale. Chodź! – i pociągnął ja za rękę.
- Czekaj. Chciałam zrobić sobie kawę! Bez tego będę cały dzień nie przytomna a Lukas już niedługo będzie.
- Za chwilę. Chodź teraz na taras.
Poszła za nim wiedząc, że nie ma nic do gadania. Na tarasie stały rozłożone leżaki, których nie było tam wcześniej. A może nie zwróciła na nie uwagi? Stół był nakryty do śniadania. Świeże owoce. Przygotowane płatki śniadaniowe. Kanapki. I kawa. Tego się nie spodziewała.
- Chciałem Ci pokazać jak wyglądają moje ulubione niedzielne poranki.
- Dzisiaj jest sobota. - Skomentowała, przypatrując się temu co widziała.
- Nie usiądziesz? - Zapytał?.
- Nie spodziewałam się. Trochę mnie zamurowało jeśli mam być szczera.
- Widzę, ale to tylko kawa. To co napijesz się ze mną kawy zanim pojedziesz? Pamiętaj, że obiecałaś mi kolacje i piwo u Ciebie!
- To to jest takie wkupne, żebym postarała się bardziej?
- Coś w tym rodzaju.
- Jest pięknie. Dziękuję. Dlaczego to robisz? Nie znasz mnie w ogóle.
- Znowu to robisz!
- Co?
- Dziękujesz.
- Wiesz co mnie denerwuje w ludziach? To, że nie mówią tego co czują. Ukrywają to co chcą powiedzieć z obawy przed opinią innych. Ja też tak mam. Ale nauczyłam się już jednej rzeczy. Tego, że mówienie dziękuję, docenianie innych jest warte wszystkiego. Musimy doceniać teraz i być wdzięczni ludziom za to, że dostarczają nam małe momenty szczęścia.
Zapadła chwilowa cisza. Marco nie odzywał się
- Co? – Zapytała.
- Wiedziałem, od pierwszego momentu jak cię poznałem, że taka właśnie jesteś.
- Jaka?
- Inna.
- To nie brzmi dobrze.
- Inna w dobrym znaczeniu. Takich ludzi brakuje na świecie.
- Mylisz się. To tylko pierwsze wrażenie. Jak poznasz mnie bliżej to zmienisz zdanie.
- Chcesz mnie zrazić do siebie?
- Po prostu mówię prawdę. Jestem samolubna. Nie lubię polegać na innych bo to tylko prowadzi do zawodów. I to zazwyczaj ja obrywam a inni wmawiają mi, że jest odwrotnie. Nie próbuje wyprowadzić ich z błędu. Niech myślą, że nie mam uczuć. Tak jest łatwiej.
- Dlaczego to powiedziałaś?
- Nie wiem. Tak samo wyszło.
- To brzmi trochę… smutno.
- Smutno? Takie jest życie. Dlatego teraz jest ważne, moment obecny, w którym jesteśmy.
Z rozmowy wyrwał ich klakson samochodu. Nawet nie wiedzieli, kiedy minął czas. Wyjrzeli na dół. Lukas czekał już w samochodzie, żeby zabrać Wiki do Eindhoven. Szybko zebrała się i razem z Marco zeszli na dół. Nie wiedziała dlaczego ten uparł się żeby odprowadzić ją do drzwi.
Na dole gdy zobaczył ją Lukas pomachał do niej energicznie i wyskoczył z samochodu.
- To ty musisz być Marco? Wybawiciel naszej Wiki.
- Naszej?- pomyślała.
Może tylko tak zabrzmiało a nie to miał na myśli. Oboje Marco i Lucas patrzyli po sobie oceniając jeden drugiego. Marco ciągle w piżamie i klapkach z rozczochranymi włosami, przeczesywał je palcami. Lucas dzisiaj już w jeansach i polo wyglądał znowu zjawiskowo. I nie miał żelu na włosach –od razu lepiej - Pomyślała.
Po krótkiej konwersacji. Ruszyli w drogę. Lucas na koniec rzucił jeszcze – Oddam Ci ją niedługo!
- Spokojnie! Masz ją całą dla siebie na cały dzień! Muszę od niej chociaż na chwilę odpocząć.
- Odpocząć ode mnie? Halo! Ja tu jestem! A wy rozmawiacie o mnie jakbym była przedmiotem!
- Przedmiotem? Ty? Proszę cię! Nawet jeśli to przedmiotem wartym zachodu…jak widać.
- Chyba zostawię to lepiej bez komentarza.
- To ty zaczęłaś!
- Ja? Jak zwykle wszystko na mnie?
- Teraz niech będzie już na mnie! Co powiesz, żeby spędzić w Eindhoven cały dzień?
- Ale myślałam, że tylko odbierzemy klucze i wrócimy?
- Śpieszy ci się?
- Właściwie to nie. Bez kluczy i tak nic nie mogę zrobić.
- To co? Zgadzasz się?
- Zgadzam. A w ogóle mam inne wyjście i coś do powiedzenia?
- Mogę Cię zawsze zostawić w Rotterdamie. To co?
- Pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Są tam wiatraki?
- Jak wszędzie!
- Zwidzimy jeden?
- Masz to jak w banku!
Ruszyli w stronę Eindhoven.
- Co ja robię. Znowu rzucam się na nieznane z obcym facetem i pozwalam mu decydować za mnie. - Pomyślała - Czy takie już będzie kolejne pół roku?
-------------------------------------------------------------------------------------
The kiss lasted only a second. A simple brush, but I was afraid they didn't expect it. Wiki felt a bit awkward. It was easy to notice that he felt the same. They didn't know what they should do after that.
- I did not want. I just wanted to give you a goodnight kiss. One on the cheek. But as you can see my life is more absurd than I expected. You turned at the last moment.
- God, Vika, just don't apologize again. Maybe it's time to sleep after all, huh?
- Won't it be awkward now? I really liked you, but somehow I haven't thought yet ... I just arrived and you know ... What am I talking about !? I've known you for 24 hours! Do you understand what I'm talking about?
- Wiki, I'm not an angel. Nothing happened. Every day, thousands of women kiss me on the lips.
- And they are definitely better than me!
- I do not know. Somehow I didn't have much time to compare.
- Marco, Marco. Where did you come from?
They went to sleep. Both with their heads drunk, it is not known whether it is due to wine or impressions. A head filled with a thousand questions.
This time the Wiki woke up first. Marco was asleep facing her. Right on the edge of the pillow. So close to her.
- I could kiss him. - She thought. - Would he wake up?
Watch. Reminded that it was already 9:00. It was time to get up.
- Lucas will be here in less than an hour to get the keys. In the afternoon I will finally be able to rest. I will lock myself in my apartment and answer the messages that are probably already swirling on my phone. How about waiting until Monday with this? It was so wonderful yesterday. So careless. No phone, no internet, no contact with reality. As if it was all just a dream that I am about to wake up from? Or maybe there are no messages on the phone? Maybe no one even noticed that I was gone? Who apart from my parents would be looking for me? Enough. It makes no sense to think about it. Time to get up. - She took a new dress from the couch and went into the shower.
It was her favorite moment of the day, a slow morning shower, and then coffee, preferably large and milk, still lying in bed. When she came out refreshed in a new dress with light airy makeup, she was about to start making a cup of coffee. She looked at the coffee machine and it was already on. Was Marco already woked up?
She looked into the room. He wasn't in bed. She looked around the apartment but it was too small to hide somewhere in it unnoticed.
- Marco? She called softly. No reaction.
- Has he left the house? - She asked herself. Then she heard footsteps. He was coming down from the terrace.
- Good morning! - he said cheerfully. - Did you sleep well?
- Good morning, I thought you left the house.
- Normally I go for a run in the morning, but today I will let it go. You look nice. This dress was worth buying.
- Thank you, you chose it.
- And you see that it is worth listening to me?
- You are always like this ...
- Like what?
- Direct?
- I never thought about it, but probably always. And isn't it easier this way? Explicit?
- Yes, that's for sure! But sometimes ...
- There is no but. Come! - And catch her hand to take her upstairs.
- Wait. I wanted to make a coffee! Without it, I will be unconscious all day and Lukas will be here soon.
- Moment. Come to the terrace first.
She followed him knowing she had nothing to say. There were sun loungers spread out on the terrace, which had not been there before. Or maybe she didn't pay attention to it? The table was set for breakfast. Fresh fruit. Prepared breakfast cereals. Sandwiches and coffee. This was not what she expected.
- I wanted to show you what my favorite Sunday mornings look like.
- Today is Saturday. - She commented, looking at what she saw.
- Won't you sit down? - He asked.
- I did not expect it. To be honest, I felt a little strange.
- I can see, but it's just coffee. So what will you have a coffee with me before you go? Remember that you promised me dinner and beer at your place!
- Is it so redeeming that I should try harder?
- Something like this.
- Is beautiful. Thank you. Why are you doing this? You don't know me at all.
- You're doing it again!
- What?
- Saying thank you.
- You know what makes me angry about people? That they don't say what they feel. They hide what they want to say for fear of the opinion of others. I do too. But I've already learned one thing. That saying thank you, appreciating others is worth it. We need to appreciate the present moment and be grateful to people for delivering us little moments of happiness.
There was a momentary silence. Marco didn't speak.
- What? - she asked.
- I knew, from the first moment I met you, that this is what you are.
- What?
- Different.
- It does not sound good.
- Different in a good way. There are no such people in the world.
- You're wrong. This is only the first impression. If you get to know me better, you will change your mind.
- You want to alienate me?
- I'm just telling the truth. I am selfish. I don't like to rely on others because it only leads to competition. And it's usually me who gets hit and others tell me it's the opposite. I don't try to correct them. Let them think I have no feelings. It's easier that way.
- Why did you say that?
- I do not know. It turned out the same.
- That sounds a bit… sad.
- Sad? This is life. That is why it is important now, the moment we are in.
The car horn tore them out of the conversation. They didn't even know when the time was up. They looked down. Lukas was already waiting in the car to take the Wiki to Eindhoven. She gathered up quickly and she and Marco went downstairs. She didn't know why he insisted on escorting her to the door.
Downstairs, when Lukas saw her, he waved at her vigorously and jumped out of the car.
- You must be Marco? Savior of our Wiki.
- Ours? -She thought.
Maybe it just sounded like that, and not what he meant. Both Marco and Lucas looked at each other judging each other. Marco, still in his pajamas and flip-flops with disheveled hair, ran his fingers through it. Today Lucas in jeans and polo looks phenomenal again. And he had no gel on his hair - better right away - she thought.
After a short conversation. They were on their way. Lucas at the end threw one more - I'll give her back to you soon!
- Take it easy! You have her all for yourself for the day! I need a break from her for a moment.
- Take a break from me? Hello! I'm here! And you talk about me like I am an object!
- The object? You? Please! Even if it's a worthwhile object… as you can see.
- I guess I better leave it without comment.
- You started it!
- I? As usual, everything on me?
- Now let it be on me! How about a whole day in Eindhoven?
- But I thought we would just pick up the keys and come back?
- Are you in a hurry?
- Not really. There is nothing I can do without the keys.
- So what? Do you agree?
- I agree. Anyway, do I have a different option and something to say?
- I can always leave you in Rotterdam. So what?
- On one condition.
- What?
- Are there windmills?
- Like everywhere!
- Shall we see one?
- For sure!
They headed towards Eindhoven.
- What I am doing. Again, I throw myself into the unknown with a stranger and let him decide for me. - She thought - Will it be like that for the next six months?
Komentarze
Prześlij komentarz