Rozdział V
Było już rano. Przez okna wpadały promienie słoneczne natarczywie przypominając, że już czas stawać. Ale tego dnia było inaczej. Budził się zawsze sam jeszcze przed budzikiem. Dzisiaj wyłączył go, żeby nie obudzić Wiki. Jednak nie wstał jeszcze. Leżał w łóżku i wpatrywał się w nią. Chciał jeszcze chwilę tak popatrzeć jak spokojnie oddycha. Wydawała się taka beztroska, z lekko uchylonymi ustami i lokowanymi długimi włosami które teraz oplatały jej szyję. Kim była? Przecież w ogóle jej nie znał. Kto jest bardziej szalony. On, że zaprosił ja do domu czy ona, że przyjęła propozycję? Jego nowa sąsiadka. Czy takie historie naprawdę przydarzają się w życiu? Poznajesz dziewczynę na tarasie i za chwilę lądujecie razem w łóżku? Sam zaśmiał się w swoich myślach.
– Jakim łóżku? Spała tylko obok.
Dzień wcześniej miał już zejść z tarasu ale zauważył, że ktoś wchodził. Zainteresowało go to bo od dłuższego czasu nikt tam nie mieszkał. A kwiaty podlewał właśnie on. Nigdy nie rozumiał dlaczego na tarasie obok rosły lepiej niż na jego. Gdy zobaczył postać kobiety postanowił przypatrzeć jej się dokładniej. Chodziła w koło obserwując rzeczy, wąchając kwiaty, dotykając niektórych z nich jakby sprawdzała czy są prawdziwe. Widział tylko jej cień i zarysy twarzy. Nie wyglądała na holenderkę. Chodziła z jednego końca tarasu na drugi obserwując panoramę. Nie widział tego ale był w stanie przysiąc ze jej oczy błyszczały radością. Czuł, chociaż była kilka metrów dalej jak bije od niej energia, ciekawość, radość. Nie mógł oderwać od niej oczu więc obserwował każdy jej ruch z zaciekawieniem. Nie widziała go a więc mógł spokojnie siedzieć w ukryciu. Aż zaczęłam coś mówić. Nie wiedział czy mówi do niego a może do kogoś innego jednak zaintrygowało go to. Postanowił wyjść z cienia i sprawdzić.
Rozmowa z nią potwierdziła to co czuł w czasie jak ją obserwował. Było w niej coś co ciągnęło ją do niego. A potem ten zbieg okoliczności z drzwiami. Kim ona jest? Wpatrywał się w nią i analizował jej twarz. Bał się ruszać aby jej nie zbudzić. Jeszcze nie. Jeszcze chwileczkę chciał zatrzymać tę chwilę.
Wczoraj, a może to było już dzisiaj? Nie pamiętał godziny gdy wróciła. Widząc ją taką bezradną od razu zaproponował jej nocleg. Chciał iść spać na kanapę i oddać jej łóżko ale nalegała, że to ona będzie spała na kanapie. Po dłuższej dyskusji zgodziła się aby spali razem w łóżku. Było w końcu dość szerokie dla nich obojga. Dwóch nieznajomych, dwóch obcokrajowców jakimś dziwnym splotem zdarzeń spało teraz w jednym łóżku.
Miała na sobie jego koszulkę. Wszystkie jej rzeczy zamknięte są w mieszkaniu obok a ona nie miała ze sobą nic oprócz tych nieszczęsnych kluczy, które nie otwierają żadnych drzwi.
Zbliżała się powoli siudma. O 8 musiał być w pracy. Powoli wyszedł z łóżka i udał się pod prysznic. Co miał teraz z nią zrobić? Zostawić ją samą w mieszkaniu? Kazać jej wyjść? Zadzwonić do pracy i powiedzieć, że jest chory? A może po prostu wziąć wolne i jej pomóc?
Gdy wyszedł z pod prysznica Wiki już nie spała. Siedziała z podkulonymi nogami, nadal w jego koszulce, przykryta kocem. Popijała gorącą kawę.
- Przepraszam, za wczoraj. Zaraz się ogarnę i pójdę. Jestem tak nie przytomna, że musiałam zrobić sobie kawę. Twoja stoi na stole. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. I, że będzie ci smakowała.
Stał przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Wziął kawę do ręki i podszedł usiąść obok niej.
- Zawsze masz takie ciekawe historie? Który to już raz zamknęłaś się w obcym mieście na tarasie?
Zaśmiała się – Nie pamiętam. Za dużo już tego było. Ale czasami może warto?
-Warto?
- Nigdy nie wiesz czego możesz się spodziewać robiąc coś po raz pierwszy. Nawet jeśli nie było to planowane. - Spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem.
- A wczoraj było warto?
- Nie wiem, ty mi powiedz.
- Ja? Ja byłem tylko tym super hero który cię uratował nie zapominaj o tym!
- Dobrze bohaterze. Dziękuję Ci za to i w zamian zapraszam na obiad. Ja stawiam! Ale ty wybierasz knajpkę bo jak wiesz nie znam miasta i znowu mogę się gdzieś zatrzasnąć czy zgubić.
- W to akurat Ci wierzę.
Zjedli jeszcze razem szybkie śniadanie w domu i uzgodnili, że Marco podrzuci Wiki do miejsca pracy gdzie będzie mogła znaleźć numer i skontaktować się z właścicielem mieszkania no i co najważniejsze dostać od niego prawidłowe klucze.
Pojechali do pracy rowerami. Jak przystało na prawdziwych, lub trochę w tym przypadku udawanych, holendrów. Wiktoria była zaskoczona gdy po wyjściu z budynku zamiast udać się do samochodu wskazał jej dwa rowery stojące przy domu. Twarz Wiktorii wyraźnie pokazywała zdziwienie tym faktem ale równie zaskoczony okazał się Marco widząc ją po raz kolejny rozentuzjazmowaną próbującą czegoś nowego. Ile się znali? Od wczoraj? Sam w to nie mógł uwierzyć.
Jechali powoli ścieżką rowerową prosto do jej biura. Firma w której miała zacząć pracować znajdowała się 10 minut rowerem od ich domów, a firma Marco niedaleko dalej, po drugiej stronie kanałów znajdujących się w tej części miasta. Biurowiec Wiki przypominał nowoczesne stylem architektonicznym gmaszysko. Za to siedziba biura Marco znajdowała się w zabytkowej kamienicy zaadaptowanej na potrzeby architektów. Było w tym miejscu coś co go inspirowało od pierwszego dnia przyjazdu. Przez pól roku odkąd przyjechał próbował znaleźć odpowiedź co to takiego.
Zostawił Wiki pod jej biurem wraz z rowerem i instrukcjami jak ma dojechać do miejsca gdzie umówili się na obiad i odjechał w kierunku pracy.
- Co za noc. – Pomyślał. - A wczoraj powiedziałem, że życie nie może mnie już zaskoczyć.
---------------------------------------------------------------------------------------
It was already morning. The sun's rays were streaming in through the windows, reminding us that it was time to stop. But that day was different. He always woke up alone before the alarm clock. Today he turned it off so as not to wake the Wiki. However, he has not got up yet. He lay in bed and stared at her. He wanted to watch how she is calmly breathing for a moment longer. She seemed so carefree, with her mouth slightly ajar and her long curly hair curling around her neck now. Who was she? He didn't know her at all. Who's crazier. He that he invited her home or she that she accepted the offer? His new neighbor. Do such stories really happen in life? You meet a girl on the terrace and in a moment you end up in bed together? Sam laughed in his mind.
- What bed? She only slept next to me.
The day before, he was about to leave the terrace but noticed that someone was entering. It interested him because no one had lived there for a long time. And it was he who watered the flowers. He never understood why they grew better on the adjoining terrace than on his. When he saw the figure of the woman, he decided to take a closer look at her. She walked around observing things, smelling flowers, touching some of them as if checking if they were real. All he could see was her shadow and the outline of her face. She didn't look Dutch. She walked from one end of the terrace to the other, observing the panorama. He couldn't see it, but he was able to swear her eyes sparkled with joy. Even though she was a few meters away, he could feel energy, curiosity and joy radiating from her. He couldn't take his eyes off her so he watched her every move with curiosity. She couldn't see him, so he could sit quietly in hiding. Until I started to say something. He didn't know if he was talking to him or to someone else, but he was intrigued by it. He decided to step out of the shadows and check.
The conversation with her confirmed what he felt while he was watching her. There was something about her that drew her to him. And then this coincidence with the door. Who is she? He stared at her and studied her face. He was afraid to move so as not to wake her up. Not yet. He wanted to keep this moment a moment longer.
Yesterday, or was it already today? He didn't remember the hour she returned. Seeing her so helpless, he immediately offered her accommodation. He wanted to go to sleep on the couch and give her the bed back, but she insisted that she would sleep on the couch. After much discussion, she agreed to let them sleep together in bed. It was quite wide for both of them, after all. Two strangers, two foreigners, by some strange combination of events, were now sleeping in the same bed.
She was wearing his T-shirt. All her belongings are locked in the apartment next door, and she had nothing with her but those wretched keys that won't open any door.
Seven in the morning was slowly approaching. He had to be at work at 8. He slowly got out of bed and went to take a shower. What was he going to do with her now? Leave her alone in the apartment? Make her leave? Call work and say he's sick? Or maybe just take a day off and help her?
When he got out of the shower, Wiki was no longer sleeping. She was sitting with her legs tucked in, still in his T-shirt, covered with a blanket. She was sipping hot coffee.
- I am sorry for yesterday. I'll get it right up and go. I'm so unconscious that I had to make myself a coffee. Yours is on the table. Hope you don't mind. And that you will like it.
He stood there for a moment, not knowing what to say. He picked up the coffee and went to sit next to her.
- You always have such interesting stories? Which time have you locked yourself on a terrace in a strange city?
She laughed. - I don't remember. It was already too much. But maybe it's worth it sometimes?
-It's worth?
- You never know what to expect when doing something for the first time. Even if it wasn't planned. -She looked at him with mild amusement.
- Was yesterday worth it?
- I do not know, you tell me.
- I? I was just the super hero who saved you, don't forget that!
- All right, hero. Thank you for that and in return I invite you to dinner. It's my treat! But you choose a pub because, as you know, I don't know the city and again I can lock myself up or get lost.
- I believe that!
They ate a quick breakfast together at home and agreed that Marco would drop the Wiki off to his workplace where she could find the number and contact the owner of the apartment and, most importantly, get the correct keys from him.
They went to work by bicycles. As befits real, or in this case pretended, Dutch. Wiktoria was surprised when, after leaving the building, instead of going to the car, he showed her two bikes standing by the house. Victoria's face clearly showed surprise with this fact, but Marco was equally surprised to see her once again enthusiastic trying something new. How much did they know? Since yesterday? He couldn't believe it himself.
They drove slowly down the cycle path straight to her office. The company where she was supposed to start working was 10 minutes by bike from their homes, and the Marco company was nearby, on the other side of the canals in this part of town. The Wiki office building resembled a fabric with a modern architectural style. Marco's office, however, was located in a historic tenement house adapted to the needs of architects. There was something about this place that inspired him from the first day of his arrival. For six months since he arrived, he tried to find out what it was.
He left Wiki at her office with a bicycle and instructions on how to get to the place where they agreed to dinner and drove off towards work.
- What a night. - He thought. - And yesterday I said that life cannot surprise me anymore.
Komentarze
Prześlij komentarz