Rozdział VII
W momencie gdy Lucas zadzwonił do Marco ten zupełnie się tego nie spodziewał. Był dzisiaj zupełnie rozproszony w pracy a tu znowu coś.
- Jak ona to robi? Powinienem jej współczuć, ale... właśnie... gdzieś głęboko w sobie cieszę się, że tak się stało. Boże, nie znam jej zupełnie. Co ja robię? Pozwalam jakiejś obcej spać u siebie w domu tak po prostu. I jeszcze zgodziłem się spędzić z nią kolejny dzień. A jak okaże się psychopatką? – prowadził dialog w głowie sam ze sobą.
Miał ważny projekt do skończenia. Deadline zbliżał się nieubłagalnie ale dzisiaj zupełnie mu nie szło. Myślał o zajściach dnia poprzedniego i dzisiejszego poranka. I tak mieli się zobaczyć ale to, że znowu będzie u niego spała? Tego zupełnie się nie spodziewał.
– Kiedyś byłoby mi to na rękę. Nieznajoma w domu, bezbronna. Co mamy do stracenia? Ale dzisiaj? - Tym razem było to dla niego coś innego. Ale jeszcze nie wiedział co.
Spojrzał niecierpliwie na zegarek po oraz kolejny tego dnia. Wszystko mu się dłużyło i na niczym nie mógł się skupić. Miał jeszcze czas. Restauracja była oddalona 5 minut rowerem od biura. Długo nie myśląc posprzątał biurko i wymówił się bólem głowy.
- Bólem głowy? Co jest ze mną nie tak? Debil!- Pomyślał sam o sobie.
Nikt nie pytał. Wszyscy w biurze zajęci swoimi sprawami nawet nie zwrócili uwagi na jego dzisiejsze roztrzepanie. W pracy zawsze miał swoją rutynę. Rozdzielony zakres pracy i plan do zrealizowania. Dzisiaj? Dzisiaj po prostu tam był i wpatrywał się w białe kartki prawie ukończonego projektu. A myślami był zupełnie gdzieś indziej.
Zabrał klucze, komórkę, portfel i wyszedł z biura. Miał czas więc pojechał do restauracji dookoła. Drogą, która co prawda była dłuższa ale bliższa jego sercu i wyobraźni o architekturze Holandii. Tym co tak podziwiał w tym kraju. Dojechał do restauracji dużo przed czasem więc postanowił odwiedzić jeszcze sklep z winylami, który znajdował się obok. Gdy tak je przeglądał ktoś na ulicy zaczął śpiewać i grać na gitarze. Przysłuchiwał się utworom ze środka sklepu aż w końcu artysta zaczął śpiewać „Let her go”. Wyszedł ze sklepu posłuchać kto to taki, zaciekawiony niesamowita barwą głosu. Zrozumiał, że on też musi odpuścić, że to już jego czas aby ruszyć do przodu i nie rozpamiętywać ciągle przeszłości. I wtedy podjechała Wiktoria. W Pierwszym momencie nie zauważyła go, stanęła tylko z drugiej strony kółeczka gapiów i wsłuchiwała się tak jak on w muzykę. Zauważył ją po chwili i obserwował reakcję. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Delikatny ale przysiągłby, że z nutą smutku i jakby małymi iskierki w oczach.
- Czy to były łzy? Zastanawiał się.
I wtedy ona odwróciła głowę w jego stronę i zobaczyła go z drugiej strony. Pokiwała mu ręką i uśmiechnęła się promiennie.
Muzyka towarzyszyła im jeszcze do końca obiadu. Przy restauracji znajdował się ogródek gdzie zdecydowali się usiąść. Marco wybierał i rekomendował najlepsze włosie dania opowiadając ze szczegółami i tłumacząc co oznaczają poszczególne słowa w menu. Rozmawiali jakby znali się od dawna .
- To jak to się stało, że znowu jesteś bez dachu nad głową? Znam część historii of Lucasa ale muszę to usłyszeć jeszcze raz od Ciebie.
- Przepraszam! Tak mi głupio. Uwierz mi. Po tym weekendzie nie będziesz chciał mnie widzieć już nigdy w życiu. Ledwo Cię poznałam a masz ze mną problem od pierwszej minuty jak tylko się do mnie odezwałeś!
- Nie od pierwszej! Od 5 albo nawet 10! Wcześniej wydawałaś się całkiem normalna.– Zaśmiał się
- Dobrze, może być i od 5 czy dziesiątej. Ale to i tak mój rekord w poznawaniu nowych osób. Ledwo przyjechałam o na Ciebie wpadłam a już wylądowałam w twoim łóżku i na twoim utrzymaniu. Przepraszam! Trochę słaby żart.
- Gdybym dobrze się nie bawił musiałabyś niestety obejść się spaniem na wycieraczce!
- Jak możesz! Wycieraczka? Tylko o tym marzysz! Wybieram kanał! Widoki lepsze!
- Mogę wszystko! Chwilowo ja tutaj rządzę!
- Chciałbyś! Ale dzisiaj pozwalam Ci wierzyć w co tylko chcesz - Przekomarzali się tak dłuższą chwilę.
– To co? Opowiedz mi jak to się stało, że dzisiaj jeszcze u mnie.
- Przecież dobrze wiesz. Jutro rano Lucas zabierze mnie i odbierzemy klucze.
- No ale dlaczego firma nie mogła Ci załatwić hotelu? Ślusarza? Zastępczych kluczy? Rodziny?? Żaden sąsiad nie ma kluczy?
- Klucze ma tylko właściciel, a drugi komplet jest zamknięty pod kluczem i alarmem w domu. Ja mam co prawda klucze do domu właściciela ale kodu alarmu mi nie zdradzą. Cała rodzina jest jak wiesz na ślubie. Właściciel poza tym nie zgodził się na rozwalanie drzwi. Bo są zabytkowe. Nawet nie pytaj. O hotelu wspomniałam ale Lucas postanowił zadzwonić do Ciebie i już później nie miałam nic do powiedzenia.
- Czyli wykorzystałaś moją gościnność?
- To ty się zgodziłeś! Ja niczego nie proponowałam! I tak mi głupio, że tak cię wykorzystuje. Mam ze sobą całe 20 euro, za które nawet nie stać mnie żeby zaprosić Cię na obiad który ci obiecałam!
- Jak już dostaniesz się do mieszkania to mi się zrekompensujesz. Co powiesz na ogromny puchar lodowy, dużą miskę świeżych owoców i może jakieś piwo u ciebie na tarasie?
- Tylko tyle?
- A czego się spodziewałaś?
- Nie wiem, po prostu jesteś jakoś dziwnie mało wymagający.
- Stoi?
- Stoi! W niedzielę masz lody i piwo! A nawet przygotuję obiad! Ale nie oczekuj za wiele. Nie jestem włoska mamą. Co ty na to?
- Ooo, nie oczekuj w takim razie za wiele porcji czy jakości?
- Raczej jakości. Chociaż tak tego bym nie nazwała. Ale mam jakieś tam popisowe dania, którymi kupuje serca. Może być takie wytłumaczenie?
- To mnie dopiero zaciekawiło. Dużo już tych serc kupiłaś?
- Zależy. Ale nie bądź taki ciekawski. Na moje gotowanie też trzeba zasłużyć!
Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Coraz bardziej go intrygowała. Pewna siebie. Tryskająca energią. Skąd ona się wzięła. Coś ukrywała? Czy taka była? Po prostu mówiąca co myśli bez ogródek. Nie przejmując się opinią innych.
Wiedział, że podobał się kobietom. Nigdy nie miał z tym problemu. Mógł wybierać z ładniejszych ale przy niej pierwszy raz czuł się mniejszy. Pewny siebie ale jednak już nie tak jak kiedyś. Zawsze wiedział, kiedy spodobał się komuś ale z nią było inaczej. Patrzyła na niego ale nie oceniała. Nie widział tego zmieszania. Nie zależało jej żeby ją polubił. U niego w mieszkaniu zachowywała się bez skrępowania. Jakby znała go od dawna. Jakby po prostu przyszła odwiedzić starego znajomego.
Z zamyślenia wyrwały go słowa Wiki
- Jestem pełna. Teraz nie będę mogła się ruszyć.
- Czyli zostajemy tu do jutra?
- Chyba żartujesz! O ile pamiętam obiecałeś mi zwiedzanie miasta. Ruszamy?
- Nie mówiłaś, że jesteś tak pełna, że nie dasz rady się ruszyć?
- Proszę cię! Na zwiedzanie? Zawsze! To gdzie mnie zabierzesz?
- Pokaże Ci miasto moimi oczami. Może być?
Zabrali rowery i ruszyli w drogę. Jako, że znajdowali się niedaleko urzędu miasta ruszyli w stronę niedawno otwartego mercado zrobionego praktycznie w całości ze szkła. Następnie zobaczyli katedrę, która spłonęła podczas drugiej wojny światowej i podjechali pod słynne kubikowe domy. Stamtąd podjechali na Oudehaven gdzie znajdował się jeden ze starszych zachowanych budynków gdzie Marco uwielbiał spędzać czas popijając piwo i oglądając mecze z holendrami. Nie zatrzymywali się tylko ruszyli dalej aż podjechali pod most Erasmusa. Tam chwilę Marco opowiedział o historii i ruszyli przez most do starego zabytkowego hotelu i podjechali pod dawny port skąd w czasie wojny ludzie odpływali do Ameryki, a gdzie teraz znajduje się rzeźba upamiętniające te czasy. Wracając przejechali jeszcze brzegiem rzeki aż znaleźli się przy maszcie.
– Tutaj jest ostatni punkt programu na dzisiaj. Innego dnia pokaże Ci więcej.
- Tutaj? Ale gdzie my jesteśmy. Do domu mamy chyba jeszcze kawałek.
- Najpierw chce ci pokazać widok z wieży. Zobaczysz całą panoramę miasta. A teraz będzie jeszcze piękniej w blasku zachodzącego słońca. Uwielbiam tu przychodzić. Może mi nie uwierzysz, ale mam wykupiony karnet bez limitu .
- Karnet ? Na wierzę?
- Nie dokładnie. Karnet na wchodzenie do wszystkich atrakcji miasta.
- Tego bym w życiu o tobie nie powiedziała!
- Człowiek może zaskoczyć! To co wchodzimy?
Z wieży rozciąga się widok na całą przystań.
- Ile kontenerów!
- Też byłem zdziwiony. Ich ilość przekroczyła moje oczekiwania. Widać, że Holandia Się rozwija.
- Naprawdę tu pięknie. I ten most w blasku zachodzącego słońca. Dziękuję.
- Za dużo mi dziękujesz!
- Już tak mam.
Spędzili na wieży prawie godzinę robiąc zdjęcia i dyskutując o budynkach, o które Wiki wypytywała.
- Jakie szczęście, że jestem architektem. Gdy nie znam całej prawdy przynajmniej mogę zmyślać. - pomyślał. - A ona chłonie wszystko z ciekawością małej dziewczynki.
- To co ruszamy na kolacje? Tym razem w domu. I ty gotujesz!
- Ja? – oburzyła się Wiki.
- A niby kto? Ja płaciłem za obiad, ja zabrałem cię w to cudowne miejsce, spisz w moim łóżku. Nie należy mi się kolacja?
- Jaki roszczeniowy No ale ok. Wygrałeś! Kapitulacja. Ale nie oczekuj zbyt wiele! Kanapki i herbata muszą Ci wystarczyć.
Śmiejąc się wsiedli do windy. Czekał ich jeszcze kawałek rowerami do domu.
-------------------------------------------------------------------
At the moment Lucas called Marco, he did not expect it at all. He was completely distracted at work today, and here again something.
- How does she do it? I should feel sorry for her, but ... right ... deep down inside, I'm glad it happened. God, I don't know her at all. What I am doing? I let a stranger sleep in my house just like that. And I also agreed to spend another day with her. What if she will turn out to be a psychopath? - He had a dialogue in his head with himself.
An important project was waiting for him to be finish. Deadline was approaching inexorably, but today he was completely unsuccessful. He thought about the events of the previous day and this morning. They were going to see each other anyway, but that she would sleep with him again? He had not expected this at all.
- One day it would be convenient for me. A stranger at home, vulnerable. What do we have to lose? But today? - This time it was different for him. But he didn't know why yet.
He looked impatiently at his watch and then one more and again. Everything was dragging on him and he couldn't focus on anything. There was still time. The restaurant was 5 minutes by bike from the office. Without thinking longer, he cleaned the desk and excused himself with a headache.
- A headache? What's wrong with me? A moron! He thought of himself.
Nobody asked. Everyone in the office, busy with their own affairs, didn't even notice his distraction today. He always had a routine at work. Separated scope of work and a plan to be implemented. Today? Today he was just there, staring at the white pages of the nearly finished project. And his thoughts were somewhere else entirely.
He took his keys, cell phone, wallet and left the office. He had time so he went to the restaurant by other road. A road that was longer, but closer to his heart and his imagination about the architecture of the Netherlands. What he admired in this country. He arrived at the restaurant a lot ahead of time so he decided to visit the vinyl store next door. When he was looking at them, on the street, someone started singing and playing the guitar. He listened to songs from inside the store until finally the artist began singing "Let her go". He left the shop to hear who it was, curious about the amazing timbre of his voice. He realized that he, too, had to let go, that it was his time to move forward and not dwell on the past all the time. And then Wiktoria drove up. In the first moment she didn't notice him, just stood on the other side of the circle of onlookers and listened as he did to the music. He noticed her after a while and watched the reaction. A smile spread across her face. Delicate, but he would have sworn with a hint of sadness and a kind of little sparkle in his eyes.
- Were those tears? - He wondered.
And then she turned her head towards him and noticed him from the other side. She waved her hand at him and smiled radiantly.
Music accompanied them until the end of dinner. There was a garden next to the restaurant where they chose to sit down. Marco chose and recommended the best bristle dishes, telling them in detail and explaining what the words on the menu mean. They talked as if they had known each other for a long time.
- So how did it happen that you are homeless again? I know some part of the story from Lucas but I need to hear it again from you.
- I am sorry! I feel so stupid. Believe me. After this weekend, you will never want to see me again in your life. I barely met you and you have a problem with me from the first minute you started to talk to me!
- Not from the first! From 5 or even 10! You seemed perfectly normal before. - He laughed.
- Okay, maybe from 5 or 10. But it's still my record if it is about meeting new people. I had barely arrived, bumped into you, and had already landed in your bed and in your care. Sorryyy! A bit bad joke.
- If I hadn't had a good time, you would have to sleep on the doormat!
- How dare you! Doormat? You only dream about it! I choose the channel! Better views!
- I can do anything! I'm in charge here for the moment!
- You wish! But today I let you believe whatever you want. - They have been teasing for a while.
- So what? Tell me how it happened that today I still have my place.
- You know very well. Lucas will pick me up tomorrow morning and we'll pick up the keys.
- But why couldn't the company get you a hotel? Locksmith? Replacement keys? Families?? No neighbors have keys?
- Only the owner has the keys, and the other set is locked and locked with a home alarm. I have the keys to the owner's house, but they will not tell mr alarm code. The whole family is at a wedding as you know. The owner also refused to break down the door. Because they are antique. Don't even ask. I mentioned the hotel but Lucas decided to call you and then I had nothing to say.
- So you took advantage of my hospitality?
- You agreed! I wasn't suggesting anything! I'm so stupid he uses you so much. I have only 20 euros with me so I can't even afford to invite you to the dinner I promised you!
- Once you get to the apartment, you'll compensate me. How about a huge ice cream cup, a large bowl of fresh fruit and maybe some beer on your terrace?
- And that's enough?
- What did you expect?
- I don't know, you're just somehow strangely undemanding.
- Deal?
- Deal! On Sunday you have ice cream and beer! I'll even prepare dinner! But don't expect too much. I'm not an Italian mom. What do you think about the plan?
- Ooh, don't expect too many portions or quality then?
- More quality. Though I wouldn't call it that. But I have some signature dishes out there to buy hearts with. Could there be such an explanation?
- That just got me interested. Have you bought many of these hearts?
- It depends. But don't be so curious. You have to earn my cooking too!
He looked at her curiously. It intrigued him more and more. Confident. Bursting with energy. Where did she come from. Was she hiding something? Was she like that? Just saying what she thinks bluntly. Not caring about the opinion of others.
He knew that women liked him. He never had a problem with that. He could choose from the prettier ones, but for the first time he felt smaller. Confident but not the same as before. He always knew when someone liked him, but it was different with her. She looked at him but did not judge. He did not see this confusion. She didn't care for him to like her. In his apartment she behaved freely. As if she had known him for a long time. As if she just came to visit an old friend.
Wiki's words broke him out of his thoughts. - I'm full. Now I won't be able to move.
- So we're staying here until tomorrow?
- You must be kidding! As far as I remember, you promised me a city tour. Are we moving?
- Didn't you say you were so full you couldn't move?
- Please! For sightseeing? Always! So where are you going to take me?
- I will show you the city with my eyes. Can be?
They picked up their bicycles and set off. As they were located near the city hall, they headed towards the recently opened mercado made practically entirely of glass. Then they saw the cathedral that burned down during the Second World War and drove up to the famous cubic houses. From there they drove up to Oudehaven where there was one of the older preserved buildings where Marco loved to spend his time drinking beer and watching matches with the Dutch. They did not stop, but moved on until they reached the Erasmus bridge. There Marco told the story for a while and they went over the bridge to the old historic hotel and drove to the old port from where people sailed to America during the war, and where there is now a sculpture commemorating those times. Returning, they drove along the river bank until they found themselves at the mast.
- Here is the last item on the agenda for today. Another day it will show you more.
- Here? But where are we? I think we still have a long way to go home.
- First I want to show you the view from the tower. You will see the entire city skyline. And now it will be even more beautiful in the glow of the setting sun. I love coming here. You may not believe me, but I have an unlimited pass.
- Pass ? I believe?
- Not exactly. A pass to enter all city attractions.
- That I would never say about you!
- Man can surprise you! What are we going in?
The tower overlooks the entire marina.
- How many containers!
- I was surprised too. Their number exceeded my expectations. You can see that the Netherlands is growing.
- It's really beautiful. And this bridge in the glow of the setting sun. Thank you.
- You thank me too much!
- I already do.
They spent almost an hour in the tower taking pictures and discussing the buildings the Wiki inquired about.
- How lucky to be an architect. When I don't know the whole truth, at least I can make things up. - he thought. - And she absorbs everything with the curiosity of a little girl.
- So what are we going to do for dinner? This time at home. And you cook!
- I? - Wiki was indignant.
- Why so surprised? I paid for dinner, I took you to this wonderful place, you can sleep in my bed. I'm not entitled to dinner?
- How demanding! Well, ok. You won! Capitulation. But don't expect too much! Sandwiches and tea must be enough.
Laughing, they got into the elevator. There was still long way back to go home.
Komentarze
Prześlij komentarz