Rozdział VIII

Roześmiani wyszli z wieży, ciągle przekomarzając się o kolacje. I wtedy Wiki zatkało.

- Czy to nie tutaj zostawiliśmy rowery?

Marko podążył za jej wzrokiem. Nie było rowerów. Ani jednego. Tylko jedno koło przyczepione do stojaka.

- Czy to się dzieje naprawdę? – Marco zaczął śmiać się z wyczuwalną nerwowością w głowie. – To są jakieś żarty?

- Ukradli nam rowery?! – Wiki pytała samą siebie niedowierzając. 

Marco spojrzał na nią. Myślała, że dostrzeże w jego wyrazie twarzy złość. A tam było tylko rozbawienie.

- Chodź! Mamy ładny kawałek drogi do domu. A musimy jeszcze zdążyć na twoją kolację.

- Nie zgłosisz tego na policję? 

- Policję? Tu każdego dnia kradną tysiące rowerów. Co zrobi policja? Spisze zeznania. Spędzimy godzinę na komisariacie jeśli mamy szczęście. Potrzebne nam to? 

- Marco ukradli Ci dwa rowery. Nic z tym nie zrobisz? 

- Nie. - I najspokojniej na świecie ruszył przed siebie. 

- Przepraszam. I to jeszcze jeden ukradli z mojej winy.

- Po pierwsze za dużo przepraszasz i dziękujesz. Po drugie to już nie pierwszy raz mi się zdarzyło. Jutro pójdę na rynek i kupię nowy. Po trzecie ten drugi nie był i tak mój.

- To czyj on był? 

- Nie ważnie. Nie przejmuj się tym. Jutro pójdę i kupię dwa takie same i nikt niczego nie zauważy. Widzisz ile tego jeździ? Każdego dnia kradną i sprzedają tysiące z nich. Inne właściciele zostawiają i nie pamiętają nawet gdzie. Tak to już jest. Czasami ktoś się nimi zaopiekuje.

- Zaopiekuje? Kradzież nazywasz opieką?

- Tak już jest. Trzeba się z tym pogodzić. To co idziemy do domu?

- A mam inne wyjście?

- Możesz tu nocować. Nie takie miałaś plany?

- Bardzo śmieszne. - Wiki uderzyła lekko Marco w bok.

Ruszyli do domu. Był inny niż myślała Wiki. Wyluzowany. Zero nieśmiałości. 

- Co ukrywał? Przecież nie może być tak idealny na jakiego wygląda. Zupełnie nie wzruszyła go kradzież. Oaza spokoju. - Myśli i pytania szalały jej w głowie. 

Gdy tak spacerowali rozmawiali o życiu, o sobie. Poznawali się lepiej.

- Zawsze tak masz? To, że tyle się w okuł ciebie dzieje?

- Proszę cię. To jednak wielka seria porażek odkąd przejechałam. I ciągle jestem w tych samych ciuchach. Nawet nie mogłam się przebrać. I wygląda ze do jutra nie będzie mi to jeszcze dane. 

- Ja uważam zupełnie odwrotnie.

- Co masz na myśli? 

- Źle się bawisz?

- Nie, ale…

- Ale co? Czy życie to nie właśnie to? Te momenty, których nie jesteś w stanie w żaden sposób zaplanować? Dziwne zbiegi okoliczności? 

- A co byłoby gdybym wyszła w bieliźnie na taras?

- To ja tu głęboko o życiu a ty wyskakujesz o bieliźnie? No ładnie się porobiło.

- Przepraszam.

- I znowu przepraszasz!

- Przepraszam, że ciągle przepraszam! Masz racje. Nie spodziewałam się, że tak to się potoczy. Jestem tak samo w szoku jak ty. Takie rzeczy mi się nie przydarzają. Mam zwykłe nudne życie. A może już nie. Może miałam. 

- Jak masz więcej takich niespodzianek to mnie poinformuj bo bawię się przednie.

- Tak. Chyba masz racje...właśnie te momenty maja znaczenie. Te, których nie oczekiwaliśmy. Nigdy bym się nie spodziewała, że będę dzisiaj spacerować w tych ciuchach z nieznajomym a co więcej jeść z nim śniadanie a teraz czeka mnie jeszcze kolacja, którą ja sama przygotuję. Czy to sen i zaraz się z niego obudzimy? 

- Mam nadzieję, że nie. Chodź! Kupimy ci jakiś ciuch żebyś nie musiała chodzić w bieliźnie po domu bo tego już bym nie przetrwał. 

Nie dała mu rady wyperswadować pomysłu z głowy. Więc w końcu zgodziła się, żeby zapłacił za prostą ale elegancką sukienkę, w której jakimś cudem promieniała. Czy to zmiana kraju tak na nią działa? Nie miała makijażu a czuła się przecudownie. Już dawno nie czuła się taka wolna. Wykorzystując dobre chęci Marco kupiła jeszcze puder i tusz do rzęs żeby następnego dnia mogła czuć się jeszcze lepiej. 

- Marco miał rację. Czego więcej chciała? Świetnie się bawiła mimo tego wszystkiego co się wydarzyło.

Doszli do domu koło 21. Wiki, jak obiecała przygotowała kanapki i sałatkę z pomidorów i zaparzyła herbatę. Mięta z miodem. Marco odpisywał na jakiegoś maila i rozmawiał z kimś przez komórkę po włosku więc nie rozumiała nic oprócz pojedyńczych słów, które i tak nie miały dla niej żadnego sensu.  W między czasie Wiki miała czas przygotować stół i usiadła na kanapie przełączając kanały w telewizorze. W końcu nastawiła na radio. I wtedy przyłączył się do niej Marco. 

- Dobrze ci w mojej koszulce wiesz?

- Wiem. Mój kolor. Mogę ją przygarnąć? Proszę? – spojrzała na niego tym kocim wzrokiem, któremu nie mógł powiedzieć nie.

Słuchali muzyki i rozmawiali. W pewnym momencie rozmowa zeszła na wino leżące na stojaku i nie wiadomo kiedy jedna z butelek została opróżniona.

- Świetnie się dzisiaj bawiłam. Zawsze tak dziewczyny oprowadzasz? Przyznaj się? – Zażartowała. Widać, że masz wprawę.

- Złapałaś mnie. Przyłapany na gorącym uczynku. Taki to już jestem. - Podniósł ręce w geście kapitulacji. 

- To ile ich było?

- Kogo?

- Wpatrzonych w ciebie holenderek?

- Żadnej.

- Nie wierzę w ani jedno słowo. No przyznaj się! Ja cię nie oceniam.

- Tysiące! Teraz pasuje? 

- To już prędej w to uwierzę.

- Tak źle o mnie myślisz?

- Dlaczego źle?

- Uważasz mnie za typowego psa na baby.

- Uważam Cię na typowego włocha!

- A co ma jedno do drugiego?

- Wiesz jak mówić, żeby zdobyć to co chcesz. Typowy bajerant czyż nie?

- To taka jest opnia o włochach?

- A nie wiedziałeś?

- Nie oczekiwałem tego od Ciebie.

- Cóż widocznie pozory mylą.

- Widocznie. Pytanie czy w złą czy dobrą stronę.

- Tego właśnie nie wiem.

Przyjrzała mu się chwilę, nie mówiąc nic. Zaczęła zbierać naczynia ze stołu i wkładać do zmywarki. 

Marco też się ruszył i zaczął jej pomagać. Wino sprawiło, że w jej głowie zaczęły wirować różne myśli. Nie miała ochoty iść spać, ale jutro musiała wstać wcześnie rano. Rozmawiali jeszcze chwilę przy blacie kuchennym i postanowiła, że już czas udać się do łóżka. Nie wiadomo skąd w jej głowie pojawiła się myśl żeby dać jeszcze Marco przyjacielskiego buziaka na dobranoc. I sama nie wiedziała kiedy, a może on też chciał zrobić to samo, dała mu buziaka w usta. Odwrócił się nie spodziewanie i wycelowała prosto w jego usta.



----------------------------------------------------------------------------



Laughing, they left the tower, constantly bantering about dinner. And then the Wiki choked up.

- Isn't that where we left our bikes?

Marko followed her gaze. There were no bicycles. Not even one. Only one wheel attached to the stand.

- Is this really happening? Marco started laughing with a noticeable nervousness in his head. - These are some jokes?

- They stole our bikes ?! Wiki asked herself in disbelief.

Marco looked at her. She thought she would see the anger in his expression. And there was only amusement.

- Come! We have a nice bit of the way home. And we still have to make your dinner.

- You're not reporting it to the police?

- Police? Thousands of bicycles are stolen here every day. What will the police do? He will write a statement. We'll spend an hour at the police station if we're lucky. We need it?

- Marco stole two of your bikes. You're not gonna do anything about it?

- No. And with the most calmness in the world, he moved forward.

- Excuse me. And that's another one they stole because of my fault.

- First, you apologize too much and thank you. Secondly, this is not the first time it has happened to me. Tomorrow I will go to the market and buy a new one. Third, the latter was not mine anyway.

- Whose was he?

- Never mind. Do not worry about it. Tomorrow I will go and buy two of the same and no one will notice anything. Do you see how many of this drives? Every day they steal and sell thousands of them. Other owners leave and do not even remember where. This is how it is. Sometimes someone will take care of them.

- Will I take care of you? You call the theft custody?

- That's how it is. You have to accept it. What are we going home?

- And I have another option?

- You can stay here. Weren't these your plans?

- Very funny. - Wiki hit Marco lightly on the side.

They headed home. He was different than Wiki thought. Laid back. No shyness.

- Hiding what? After all, it can't be as perfect as it looks. He was completely unmoved by the theft. Oasis of peace. Thoughts and questions raged in her mind.

As they walked, they talked about life, about themselves. They got to know each other better.

- You always do that? The fact that so much is happening to you?

- Please. But it's been a huge series of failures since I drove. And I'm still in the same clothes. I couldn't even change. And it looks like it won't be given to me until tomorrow.

- I think quite the opposite.

- What do you mean?

- Are you having a good time?

- No, but…

- But what? Isn't life just that? Those moments that you are not able to plan in any way? Strange coincidences?

- And what if I went out in my underwear on the terrace?

- It's me here deep about life and you jump out about underwear? Well, it did.

- Excuse me.

- And you're sorry again!

- I'm sorry that I'm still sorry! You're right. I didn't expect it to turn out this way. I'm as shocked as you are. These things don't happen to me. I have an ordinary boring life. Or maybe not anymore. Maybe I had.

- If you have more such surprises, let me know because I am having fun.

- Yes. I guess you're right ... these are the moments that matter. The ones we didn't expect. I would never have expected that today I would walk in these clothes with a stranger and, what's more, eat breakfast with him and now I will have a dinner that I will prepare myself. Is this a dream and we are about to wake up?

- I hope not. Come! We will buy you some clothes so that you do not have to walk around the house in your underwear because I would not survive it.

She couldn't get him out of his head. So in the end she agreed to pay for a simple but elegant dress in which she somehow radiated. Does changing the country affect her like that? She had no makeup and she felt wonderful. She hadn't felt so free for a long time. Taking advantage of Marco's good intentions, she bought more powder and mascara so that she could feel even better the next day.

- Marco was right. What more did she want? She had a great time despite everything that had happened.

They got home around 21 Wiki, she promised to prepare sandwiches and tomato salad and made some tea. Mint with honey. Marco was replying to an e-mail and talking to someone on his cell phone in Italian, so she understood nothing but single words, which made no sense to her anyway. Meanwhile, Wiki had time to prepare the table and sat down on the couch, switching channels on the TV. Finally she turned on the radio. And then Marco joined her.

- You know well in my T-shirt?

- I know. My color. Can I take her in? Please? She looked at him with that feline look that he couldn't say no to.

They listened to music and talked. At one point, the conversation turned to the wine lying on the rack and it is unknown when one of the bottles was emptied.

- I had a great time today. Do you always show girls like this? Admit it? - She joked. You can see that you have the skill.

- You got me. Caught red-handed. This is who I am. He held up his hands in surrender.

- So how many were there?

- Who?

- Dutch girls staring at you?

- Not even one.

- I don't believe a word of it. Come on! I am not judging you.

- Thousands! Now it fits?

- I will believe it easier .

- You think so bad of me?

- Why bad?

- You consider me a typical baby dog.

- I consider you a typical Italian!

- And what does one have to do with each other?

- You know how to talk to get what you want. Typical fabulous, isn't it?

- This is the opinion about Italy?

- Didn't you know?

- I didn't expect this from you.

- Well, apparently appearances are deceptive.

- Apparently. The question is whether it is in the wrong or the right side.

- That's what I don't know.

She looked at him for a moment without saying anything. She began to pick up dishes from the table and put them in the dishwasher.

Marco moved too and started helping her. The wine made her head spin with different thoughts. She didn't feel like going to sleep, but had to get up early tomorrow morning. They talked for a while at the kitchen counter, and she decided it was time to go to bed. Out of nowhere, the thought appeared in her mind to give Marco a friendly kiss goodnight. And she didn't know when, or maybe he wanted to do the same, she gave him a kiss on the lips. He turned unexpectedly and she aimed it straight at his mouth.

Komentarze

Popularne posty