Rozdział XII
W końcu ruszyli w drogę powrotną. Niedzielny poranek był spokojny i na ulicach nie było prawie widać ani ludzi ani samochodów. Po obfitym śniadaniu na tarasie, przyszedł czas na pożegnanie i powrót do rzeczywistości. Rodzice jak i siostry wyrazili swoje oczekiwania na ponowne odwiedziny Wiki w Eindhoven. Niewidomo, kiedy w samochodzie wylądowały też owoce z ogrodu i kanapki na drogę jakby naprawdę to było koniczne na tak krótki odcinek drogi.
- Są uroczy. – powiedziała Wiki gdy ruszyli.
- Kto?
- Twoi rodzice i twoje siostry. Przyjęli mnie jakbym była już częścią rodziny od bardzo dawna.
- Chcą mnie już koniecznie wyswatać.
- A ty uparcie nie chcesz się dać?
- Powiedzmy, że nie poznałem jeszcze nikogo dla kogo byłoby warto.
- Za wysokie oczekiwania?
- Może… a może po prostu nie trafiłem jeszcze na to co szukam.
- A czego szukasz?
- To zabrzmi głupio, zwłaszcza z ust faceta.
- No mów? Ja udawałam twoją dziewczynę cały dzień! Szczerość mi się należy!
- No dobra. Każdy mówi, że musi być to coś… nigdy jeszcze na to nie trafiłem. Nudzę się zbyt szybko. Ktoś mnie interesuję ale nie ma … no właśnie … tego czegoś. A może to ja się boję albo ta druga osoba?
- A nie myślisz, że to coś może przyjść z czasem?
- Myślisz?
- Nie wiem ty mi powiedz.
- No dobra a czego ty szukasz w takim razie? A może już znalazłaś?
- Nie, zdecydowanie nie. I nie jestem najlepszym przykładem.
- Dlaczego?
- Nie potrafię się zakochać. Znaczy… to zabrzmi dziwnie. Kocham moich rodziców, przyjaciół. Ale nie wiem czy kiedyś naprawdę byłam zakochana. Wiesz jak to jest. Spotykałam się z facetami. I tak interesowali mnie. Byli przystojni, inteligentni i nic. Fajnie było ale nie potrafiłam przejść dalej. Lubiłam ich naprawdę ale tylko tyle. Gdy wszystko się kończyło byłam trochę w gorszym nastroju. Ale to tyle i nie trwało to długo. Więc chyba to nie było to. Rozumiesz?
- Nawet zbyt dobrze. – Zamyślony patrzył przed siebie. Wiki postanowiła zostawić temat. Nie miała ochoty już tego ciągnąć. On wyraźnie też nie. Oboje w milczeniu dojechali do Rotterdamu. Nie wiedzieli nawet, kiedy minęła cała droga.
Musieli tylko jeszcze odebrać klucze od mieszkania i Wiki mogła odpocząć. Podjechali, w końcu pod mieszkanie. Pożegnali się i Lucas odjechał. Gdy w końcu otwierała drzwi do budynku, z domu obok wyłonił się Marco.
- O zguba wróciła! Już myślałem, że cię porwali. Nie pojawiłaś się wczoraj wieczorem na tarasie. A byłem gotowy na ratunek!
- Pogoda zatrzymała nas w Eindhoven. Na szczęście w końcu mam moje klucze! – Pomachała mu przed nosem z wyraźną radością.
- Czyli dzisiaj w końcu możesz świętować! Pamiętaj o obiecanej kolacji!
- Właśnie, Marco… Myślałam, że będę szybciej w domu. Możemy przełożyć to na jutro? Chamiałabym dobrze wypaść pierwszego dnia w pracy. Muszę w końcu się wyspać. Rozpakować, przygotować…
- Jasne, nie ma sprawy. Informuj mnie na bieżącą. Doskonale rozumiem o czym mówisz. Pierwszy dzień to nie byle co. Jak coś wiesz najlepiej jak dostać się do mnie do mieszkania. Znasz je lepiej niż własne! – Zaśmiał się, puścił do niej oczko i pobiegł w stronę Mostu na poranny… no może popołudniowy jogging.
Wiki wdrapała się na swoje czwarte piętro i postanowiła po pierwsze odpocząć. Wyszła na taras, jednak tym razem z kluczami i przyblokowała drzwi aby znowu się nie zatrzasnęły. Wzięła w końcu po dwóch dniach telefon i zaczęła odpowiadać na wiadomości i oddzwaniać na telefony.
- Och jak mi dobrze było chociaż chwilę bez komórki i Internetu. - Pomyślała. Teraz czekało ją kilka godzin tłumaczenia co się z nią działo i dlatego nie dawała znaku życia.
Sama nie wiedziała kiedy minął cały dzień. Na tarasie chociaż dopiero co przyjechała, czuła się jak u siebie. W mieszkaniu… niekoniecznie. Puste ściany i brak mebli dawały ponurą aurę. Powyciągała swoje rzeczy z walizki i przyczepiła zdjęcia na ścianie. Zdjęcia rodziny i znajomych, które zawsze były z nią. Chociaż powykładała i ułożyła wszystko co miała nie była zadowolona z efektu. Wiedziała, że jest tu tylko tymczasowo ale nawet tymczasowo chciała się tu poczuć jak u siebie. Była niedziela więc o zakupach nie było mowy. Musiała przełożyć to na inny dzień. Spojrzała na zegarek. Zbliżała się już prawie 8. Postanowiła zapukać do Marco i zaprosić go na sałatkę owocową i obejrzenie z nią filmu. Tak bardzo marzyła, że zostać już sama ale wiedzieć czemu teraz chciała sprawdzić co u Marco.
Zapukała do drzwi jednak nikt nie odpowiedział. Światła były zgaszone. Widocznie musiał gdzieś wyjść. Zadzwoniła na komórkę jednak też brak odpowiedzi.
-Trudno. - Pomyślała. - Czyli jednak czeka mnie wieczór z filmem sam na sam. Mam co chciałam. Może i tak lepiej. - Miała czas na własne refleksje. Rozłożyła się na leżaku z miską sałatki owocowej i wcisnęła play. Film leciał gdzieś w tle a ona pogrążona była w swoich myślach.
-------------------------------------------------------------------
Finally, they set off on their way back. Sunday morning was quiet and there were hardly any people or cars in the streets. After a hearty breakfast on the terrace, it's time to say goodbye and come back to reality. Parents and sisters expressed their expectations of a return visit to the Wiki in Eindhoven. Blindness, when fruit from the garden and sandwiches on the road landed in the car as if it really was necessary for such a short stretch of road.
- They're cute. Wiki said as they set off.
- Who?
- Your parents and your sisters. They welcomed me as if I had been part of the family for a long time.
- They absolutely want to sew me up.
- And you stubbornly refuse to give up?
- Let's just say I haven't met anyone for whom it would be worth it yet.
- Too high expectations?
- Maybe… or maybe I just haven't found what I'm looking for yet.
- What are you looking for?
- This is gonna sound silly, especially from a guy's lips.
- Go on? I was pretending to be your girlfriend all day! Honesty is mine!
- Alright. Everyone says it has to be something… I've never found it before. I get bored too fast. Someone interests me but there is no… well… this thing. Or maybe it is me or the other person?
- Don't you think this thing might come over time?
- You think?
- I do not know, you tell me.
- Okay, what are you looking for then? Or maybe you already found it?
- No, definitely not. And I'm not the best example.
- Why?
- I can't fall in love. I mean… this is gonna sound strange. I love my parents, my friends. But I don't know if I ever really fell in love. You know how it is. I've been dating guys. And so they interested me. They were good-looking, smart, and nothing. It was fun but I couldn't move on. I really liked them, but that was all. When it was over, I was a little bit in a worse mood. But that was it and it didn't take long. So I guess that wasn't it. Understand?
- Even too good. He looked ahead thoughtfully. Wiki decided to leave the topic. She didn't feel like doing it anymore. He clearly doesn't. They both drove to Rotterdam in silence. They didn't even know when the whole way was gone.
They just had to pick up the keys to the apartment and the Wiki was able to rest. They finally drove up to the flat. They said goodbye and Lucas drove off. As she finally opened the door to the building, Marco emerged from the house next door.
- Oh, she is back! I already thought you were kidnapped. You didn't show up on the terrace last night. And I was ready to rescue!
- The weather stopped us in Eindhoven. Luckily, I finally have my keys! She waved him in front of him with obvious joy.
- So today you can finally celebrate! Remember the promised dinner!
- Exactly, Marco ... I thought I'd be home sooner. Can we postpone it until tomorrow? I'd like to do well on my first day at work. I must finally get some sleep. Unpack, prepare ...
- Sure no problem. Keep me updated. I perfectly understand what you are talking about. The first day is not just anything. If you know something, the best way to get to my apartment. You know them better than your own! He laughed, winked at her, and ran towards the Bridge for his morning… well, maybe afternoon jog.
Wiki climbed to its fourth floor and decided to rest first. She went out to the terrace, but this time with the keys, and locked the door so it wouldn't slam shut again. She finally picked up the phone two days later and began answering messages and calling back phones.
- Oh, how good it was for me at least a moment without a cell phone and the Internet. - She thought. Now she was waiting for several hours explaining what was happening to her and therefore she did not give any sign of life.
She didn't know when the whole day had passed. Even though she had just arrived on the terrace, she felt at home. In the apartment… not necessarily. Empty walls and no furniture gave a gloomy aura. She took her things out of the suitcase and posted photos on the wall. Photos of family and friends who were always with her. Although she put everything she had and arranged, she was not satisfied with the result. She knew that she was only here temporarily, but even temporarily she wanted to feel at home. It was Sunday so shopping was out of the question. She had to postpone it to another day. She looked at her watch. She was already approaching 8. She decided to knock on Marco and invite him to a fruit salad and watch a movie with her. She dreamed so much that she would be alone but to know why she wanted to check Marco now.
She knocked on the door but no one answered. The lights were off. Apparently, he had to go somewhere. She called her cell phone, but there was no answer either.
- Pitty. - She thought. - So I have an evening with a movie alone waiting for me. I have what I wanted. Maybe that's better. - She had time for her own reflections. She lounged on a deck chair with a bowl of fruit salad and hit play. The movie was playing somewhere in the background and she was lost in her thoughts.
Komentarze
Prześlij komentarz