Rozdział XXXI

Kolejny tydzień minął spokojnie. Wika z rodzicami zwiedzała holenderskie miasteczka i w tym czasie  starała się jak mogła doceniać to co ma, że może ten czas poświęcić rodzinie i nie myśleć o tym co zrobi dalej. Wieczorami siadała do komputera i przeglądała oferty pracy oraz sprawdzała możliwości jakie miała. Każdego dnia w jej głowie bardziej rozkwitał pomysł powrotu do kraju. Znała realia i wiedziała, że będzie ciężko. Jakoś ciężko było jej uwierzyć, że miałaby teraz tu zostać, po wszystkim co się stało ale z drugiej? Dopiero co przyjechała, może nie warto było jeszcze wszystko przekreślać? Ale też nic jej tu nie trzymało. Może to był właśnie ten moment. Czas nowego otwarcia.

W domu prawie nie bywała. Chciała iść porozmawiać z Marco ale gdy raz się odważyła, jego nie było. Może to lepiej myślała. Tydzień minął szybciej niż się spodziewała. Rozważała powrót do kraju już teraz razem z rodzicami ale obiecała Anie pomoc w ostatnich przygotowaniach do ślubu, który miał się odbyć już za dwa tygodnie. Rozważała nawet rezygnację z bycia świadkiem ale Ana nawet nie chciała o tym słyszeć. Wiedziała, że może być niezręcznie ale to była ostatnia rzecz jaką zrobi w Holandii I jakoś zmierzy się z Lukasem po drugiej stronie. To w końcu miało być tylko kilka godzin. Ślub w urzędzie i obiad w gronie najbliższych.

Decyzja została ostatecznie podjęta. Dwa tygodnie do ślubu minęły bardzo szybko. Ana zrzuciła wszystkie obowiązki przygotowań na Wikę i to ona stała się w końcu osobą do kontaktów. Właściwie nie przeszkadzało jej to. Wręcz przeciwnie. Pochłonęło ją to i nie miała dzięki temu czasu na myślenie, że znowu musi zaczynać od nowa. Co będzie dalej? Na razie miała wrócić do rodziców a potem... potem szukanie nowych możliwości. Kupiła bilet na pierwszy lot zaraz po ślubie. Planowała wymknąć się zaraz po obiedzie. W mieszkaniu stały tylko czekające na nią walizki i strój na zmianę. Napisała też list do Marco, który wsunie mu pod drzwi zaraz przed wyjazdem. Wszystko było zaplanowane. 

*

Ślub, jak to często w Holandii miał miejsce w środku tygodnia a dokładniej w czwartek. Na uroczystość zaproszonych było tylko 20 osób. Państwo młodzi przyjechali do urzędu czerwonym kabrioletem. Goście już na nich czekali sypiąc jeszcze przed ceremonią płatki róż. Panna młoda w nietypowej, haftowanej w kolorowe wzory sukni, a pan młody w granatowym smokingu wyglądali zjawiskowo. 

Wika przez cały czas monitorowała czy wszystko idzie z godnie z planem. Jak do tej pory brakowało tylko świadka ale mieli jeszcze chwilę. Na szczęście dojechał w ostatnim momencie. Był przystojny jak zwykle ale ktoś kto go dobrze znał mógł od razu odczytać zmęczenie na jego twarzy. Przywitał się z Państwem młodym i skinął głową do Wiki.

Ceremonia przebiegła sprawnie i goście udali się na obiad. Wika nie miała samochodu ale Karl zaproponował jej, że ją zabierze. W pierwszej chwili nie wiedziała czy powinna się zgodzić ale później stwierdziła, że właściwie za 12 godzin będzie już w domu. Nie miała nic do stracenia i nic przez tą krótką drogę do restauracji nie mogło się zdarzyć.

Przez chwilę jechali w ciszy aż w końcu Karl zaczął rozmowę.

- Jak w pracy? Wszystko w porządku?

- Naprawdę nic nie wiesz czy udajesz?

- Matka nie jest idealnym szefem ale chyba nie jest tak źle?

- Nie. Jest idealnie. 

- Nie musisz mówić do mnie takim tonem. Przetrwajmy ten wieczór i rozejdziemy się jakby nigdy nic się nie wydarzyło jeśli tak bardzo ci na tym zależy.

- Zależy? Jesteś taki sam jak matka a udajesz takiego świętego.

- Nie porównuj mnie do niej.

- Chcesz wiedzieć co powiedziała? Nazwała mnie ladacznicą. Twoją kochanka. Czy sam jej to podsunąłeś?

- Moja matka? Kiedy?

- Pierwszego dnia swojego szefostwa.

- Wika, nie miałem pojęcia, że może tak się zachować. 

- Ale tak się zachowała. A jak już pytasz o pracę to tak cudownie. Zostałam zwolniona tego samego dnia, którego przyszła jeśli to też cię naprawdę ominęło. Zadowolony? Jest cudownie.

- Zwolniona? Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

- A o czym miałam ci mówić? Dlaczego miałam tobie akurat coś powiedzieć?

- Mógłbym porozmawiać z matką.

- Nie chce od ciebie niczego.

- Ale co teraz zrobisz?

- To co do tej pory. Poradzę sobie.

- Ale masz już coś na oku? Co robiłaś przez ostatnie dni?

- Miałam dużo na głowie.

- Wika... proszę. Otwieram moją nową firmę. Może chcesz być w zespole?

- Lukas nie. Dziękuję za propozycję ale nie. Jak ty sobie to wyobrażasz?

- Normalnie? Potrzebuje kogoś do marketingu. Byłabyś idealna.

- Nawet nie wiesz jak pracuje.

- Wiem dość, żeby chcieć cię w moim zespole. To co?

- Nie Lukas, ale dziękuję.

- Ale masz coś innego na oku?

- Nie mam. Ale jak ty sobie to wyobrażasz? Miałabym z tobą pracować. Po wszystkim co zaszło?

- A co zaszło? Nic nie zaszło.

- Pocałowałeś mnie?

- Jeden niewinny pocałunek a ty nie chcesz przyjąć szansy na prace?

- Po prostu...

- Po prostu co?

- Nie wiem czy jestem w stanie traktować cię tylko jako szefa. Zadowolony?

Nastała chwila ciszy. Karl nie odzywał się. Widać było po jego minie ze zastanawia się co ma powiedzieć.

- Chciałbym ci obiecać, że to się nie powtórzy ale nie wiem czy jestem w stanie. Ale za to mogę ci obiecać, że jeśli się powtórzy możesz rzucić pracę z dnia na dzień . Czy taki argument do ciebie przemawia?

- Nie. Karl to nie ma sensu. Jestem już spakowana Wyjeżdżam z Rotterdamu.

- Dokąd?

- Jeszcze nie wiem. Czas na nowy rozdział.

- Proszę chociaż przemyśl moją propozycję ok? Zrobisz to?

- Przemyślę ale nie licz, że zmienię zdanie.

Zajechali na parking restauracji. Nie wiadomo jak to się stało ale byli pierwsi. Wika szybko sprawdziła czy wszystko na pewno jest gotowe. Ale była bardzo zadowolona z tego co udało jej się zorganizować w tak krótkim czasie. 

Obiad minął szybko. Po obiedzie wjechał tort. Państwo młodzi byli zajęci sobą. Byli zupełnie w siebie wpatrzeni. A Karl gdzieś wyszedł. Teraz był idealny moment pomyślała. Zebrała swoje rzeczy i wyszła z restauracji. Gdy wsiadała już do taksówki usłyszała za sobą głos Karla:

- A ty dokąd? Kopciuszek ucieka?

- Nie kopciuszek i nie uciekam.

- Ja widzę coś zupełnie innego.

- To twój punkt widzenia. - Zamknęła za sobą drzwi i kazała taksówkarzowi odjechać.

Wbiegła szybko do domu. Przebrała się i zaczęła znosić walizki do taksówki. Wsunęła Marco list do skrzynki i weszła ostatni raz na taras aby spojrzeć na panoramę i pożegnać się z miastem.
     
Stała w ciszy wdychając ostatnie odgłosy miasta i zapamiętując każdy szczegół tego widoku.

- Co tam wypatrzyłaś? - Usłyszała głos Marco.

- To co zawsze. Piękno tego miasta.

- Ciągle ci się nie znudziło.

- Nigdy. Zresztą już nie będzie czasu żeby mi się znudził. - Mówiła ciągłe plecami do niego wpatrzona przed siebie.

- Jak to nie będzie na to czasu? - Teraz Wika odwróciła głowę. - Wyjeżdżam.

- Dokąd?

- Nie wiem... na razie do domu. Potem zobaczymy.

- Ale dlaczego? Dlaczego tak nagle taka decyzja?

- Nagle? Marco... nie widziałam cię od trzech tygodni. Wylali mnie z pracy. Wiesz o tym? Nie. Załatwiłam swoje sprawy i uciekam.

- Właśnie. Uciekasz.

- Co masz na myśli?

- Uciekasz przede mną.

- Nie pochlebiaj sobie aż tak bardzo. Byłam u ciebie innego dnia . Nie było cię.

- Mogłaś zadzwonić.

- Ty też mogłeś.

-  Wiem.. przepraszam.

- Więc czego teraz oczekujesz?

- Zostań.

- Nie. 

- Dobra... masz racje. Zawaliłem. 

- Teraz już jest za późno i nie warto o tym myśleć. 

- Nie jest za późno!

- Czego teraz oczekujesz, że zmienię zdanie?

- Zostań. Po prostu.

- Za późno. Taksówka już czeka. Na razie Marco.

Marco mówił jeszcze coś do niej ale nie słuchała. Jej myśli był już gdzieś indziej. Znowu czekał ją nowy początek. Zastanawiała się ile ich jeszcze zniesie.

 
-------------------------------------------------------


Next week passed calmly. Wika and her parents visited Dutch towns and at that time she tried to appreciate what she had, that she could devote this time to her family and not to think about what she would do next. In the evenings, she sat at the computer and looked at job offers and checked the possibilities she had. Every day, the idea of ​​returning to her country flourished in her head. She knew the realities and she knew it would be hard. Somehow it was hard for her to believe that she was supposed to stay here now, after all, what had happened but the other? She has just arrived, maybe it was not worth having everything written out yet? But nothing kept her here either. Maybe that was the moment. Time for a new opening.

She was almost never home. She wanted to go talk to Marco but once she had the courage, he was gone. Maybe she thought better. The week passed faster than she expected. She was considering returning to the country now with her parents, but she promised to help Anna with the final preparations for the wedding, which was to take place in two weeks. She even considered giving up being a witness, but Ana wouldn't even hear of it. She knew it might be awkward but that was the last thing she would do in the Netherlands and somehow she would face Lukas on the other side. It was only supposed to be a few hours, after all. A wedding at the office and dinner with your loved ones.

The decision was finally made. The two weeks before the wedding passed very quickly. Ana dropped all of the preparation duties for Wika and she became the contact person. It didn't really bother her. On the contrary. It consumed her and she had no time to think that she had to start over. What's next? For now, she was to return to her parents and then ... then looking for new opportunities. She bought a ticket for the first flight right after the wedding. She planned to sneak out right after lunch. There were only suitcases and a change of clothes waiting for her in the apartment. She also wrote a letter to Marco, which she will slip under his door just before she leaves. Everything was planned.

*

The wedding, as is often the case in the Netherlands, took place in the middle of the week, or more precisely on Thursday. Only 20 people were invited to the ceremony. The bride and groom came to the office in a red convertible. The guests were waiting for them, sprinkling rose petals before the ceremony. The bride in an unusual, embroidered with colorful patterns, and the groom in a navy blue tuxedo looked phenomenal.

Wika constantly monitored whether everything was going according to plan. So far, only the witness was missing, but they still had a while. Fortunately, he arrived at the last moment. He was as handsome as ever, but someone who knew him well could read the tiredness on his face at once. He greeted the bride and groom and nodded to Wiki.

The ceremony went smoothly and the guests went to dinner. Wika did not have a car, but Karl offered to pick her up. At first, she did not know if she should agree but later stated that she would be home in actually 12 hours. She had nothing to lose, and nothing could happen because of the short drive to the restaurant.

They rode in silence for a while, and finally, Karl started talking.

- How's your work? All right?

- You really don't know anything or are you pretending?

- Mother's not the perfect boss, but it's not that bad, is it?

- No. It's perfect.

- You don't have to speak to me like that. Let's survive this evening and we'll go apart as nothing has ever happened if you care so much about it.

- Depends? You are just like your mother and you pretend to be such a saint.

- Don't compare me to her.

- Want to know what she said? She called me a harlot. Your lover. Did you give it to her yourself?

- My mother? When?

- On the first day of your bosses.

- Wika, I had no idea that he could do that.

- But that's how she behaved. And when you ask for a job it's so wonderful. I got fired the same day she came in if you really missed that too. Glad? It is wonderful.

- Fired? Why didn't you tell me anything?

- What was I supposed to tell you? Why was I supposed to tell you something?

- I could talk to my mother.

- I don't want anything from you.

- But what are you going to do now?

- As for now. I can handle it.

- But you have an eye already? What have you been doing these last days?

- I had a lot on my mind.

- Wika ... please. I'm opening my new company. Maybe you want to be in a team?

- Lukas doesn't. Thank you for the offer, but no. How do you imagine it?

- Normally? I need someone for marketing. You would be perfect.

- You don't even know how he works.

- I know enough to want you on my team. So what?

- Not Lukas, but thank you.

- But you have something else to watch?

- I do not have. But how do you imagine it? I'd like to work with you. After all what happened?

- What happened? Nothing happened.

- Did you kiss me?

- One innocent kiss and you don't want to take a job?

- Just...

- Just what?

- I don't know if I can only treat you as boss. Glad?

There was a moment of silence. Karl didn't speak. You could see his expression wondering what to say.

- I would like to promise you that it won't happen again, but I don't know if I'm able to. But I can promise you that if it happens again, you can quit your job overnight. Does such an argument appeal to you?

- No. Karl does not make sense. I'm already packed. I'm leaving Rotterdam.

- Where to?

- I do not know yet. Time for a new chapter.

- Please at least think over my proposal ok? Will you do it

- I'll think about it, but don't expect me to change my mind.

They pulled into the restaurant parking lot. It is unknown how it happened but they were the first. Wika quickly checked that everything was ready for sure. But she was very pleased with what she managed to organize in such a short time.

Dinner passed quickly. After lunch, a cake came in. The bride and groom were preoccupied with each other. They were completely staring at each other. And Karl went out somewhere. Now was the perfect moment, she thought. She gathered her things and left the restaurant. As she was getting into the taxi, she heard Karl's voice behind her:

- Where are you going? Cinderella running away?

- I'm not Cinderella and I'm not running away.

- I see something completely different.

- That's your point of view. She closed the door behind her and told the taxi driver to drive away.

She ran home quickly. She changed clothes and started carrying suitcases to the taxi. She put Marco the letter in the mailbox and went on the terrace one last time to look at the panorama and say goodbye to the city.
     
She stood silently, inhaling the last sounds of the city, remembering every detail of the sight.

- What did you see? - She heard Marco's voice.

- Same as always. The beauty of this city.

- You still haven't got bored.

- Never. Anyway, there will be no time for me to get bored. She kept talking with her back to him, staring straight ahead.

- How will there be no time for this? Now Wika turned her head. - I am leaving.

- Where to?

- I don't know ... go home yet. Then we'll see.

- But why? Why such a sudden decision?

- Suddenly? Marco ... I haven't seen you in three weeks. I was fired from my job. Do you know about it? No. I got my business done and I'm running away.

- Exactly. You run away.

- What do you mean?

- You're running from me.

- Don't flatter yourself so much. I was with you the other day. You were not there.

- You could have called.

- You could too.

-  I know, I'm sorry.

- So what do you expect now?

- Stay.

- No.

- Okay ... you're right. I failed.

- It's too late now, and it's not worth thinking about.

- It's not too late!

- What do you expect me to change my mind now?

- Stay. Just this.

- Too late. The taxi is waiting. Bye Marco.

Marco was saying something else to her, but she wasn't listening. Her thoughts were already elsewhere.
Her thoughts were somewhere else. She had a fresh start again. She wondered how many more he could take.

Komentarze

Popularne posty